niedziela, 18 grudnia 2016

Bezdomność w dwudziestoleciu międzywojennym a dziś w kontekście polityki mieszkaniowej.

Daria Becmer

W oparciu o: Filip Springer, 2015, „13 pięter”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec

„6 września. Ulica Pawia 64a. Kupiec Noe Wajman zalega ze spłatą komornego za dziesięć miesięcy. Właściciel grozi mu eksmisją. W środku nocy żona Wajmana wychodzi na klatkę schodową, staje na parapecie. Dostrzegają to Noe i ich siedemnastoletnia córka Linda. Razem dopadają okna i łapią kobietę za nogi, ale ta wyrywa im się po kilku sekundach szamotaniny i skacze. Ginie na miejscu.”
„9 września – siedem samobójstw, w tym dwa skoki z mostu.”
„17 października – cztery samobójstwa.”
„29 października. Ulica Marszałkowska 137. Maria Złotnicka, od kilku dni bezdomna, wchodzi z dwojgiem dzieci na ostatnie, piąte piętro kamienicy. Otwiera okno na klatce schodowej. Wyrzuca przez nie najpierw syna, później córkę, na końcu skacze sama.”

To tylko kilka z wielu przykładów lakonicznych notatek z czasopisma „Robotnik” z 1931 r., które Filip Springer przywołał w swojej książce „13 pięter” (s. 5, 6) – reportażu o rynku, polityce i sytuacji mieszkaniowej ludności Polski. Autor dobitnie przedstawił przygnębiający obraz Warszawy dwudziestolecia międzywojennego i skonfrontował go z ówczesnymi problemami społeczeństwa - nie tylko stolicy, ale również innych miast Polski. O ile do opisu realiów rządzących II RP posłużył się źródłami takimi jak np. kroniki i pamiętniki historyczne, dzieła innych autorów, magazyny czy też źródła internetowe, to obecną sytuację mieszkaniową przedstawił m.in. za pomocą wspomnień, opowieści i komentarzy ludzi z którymi osobiście się spotkał i rozmawiał.

Bezdomność
Pojęcie bezdomności jest różnie rozumiane w zależności od upływu czasu oraz ogólnych warunków mieszkaniowych i społecznych. Wielu badaczy twierdzi, że nie można jednoznacznie zdefiniować tego problemu ze względu na jego wieloaspektowość i złożoność. Postrzegany jest on zarówno w kategoriach społecznych, kulturowych i psychologicznych, jak i w gospodarczych czy politycznych. Dla niektórych osób bezdomność to brak poczucia przynależności do danego miejsca, lecz dla innych fizyczny brak dachu nad głową. Bezdomność wynika z różnych czynników, np. utraty pracy, kłopotów finansowych, eksmisji, alkoholizmu, choroby, rozpadu więzi, przemocy w rodzinie czy polityki mieszkaniowej kraju i ogólnych warunków ekonomiczno-gospodarczych. (Dobrzeniecki, 2009).
Jak ludzie opisują dom? Odpowiedzi na to pytanie można znaleźć w reportażu Springera (2013, s. 124, 125):
„Borys: Żeby był dom to ja muszę mieć taką pewność, wiesz, taką bezpieczną pewność, że jeśli tylko zechcę, to będę mógł zasnąć w każdym pomieszczeniu.”
„Krzysztof: Dom będzie wtedy, jak ja sobie nie będę musiał odmawiać kupowania przedmiotów (…).”
„Tadeusz: Musi być ciepło. Reszta jest nieważna. Jak w domu robi się zimno, to on przestaje być domem. Staje się pomieszczeniem.”
„Kasia: Dom jest tam, gdzie można się przespać.”

Bezdomność 20-lecia międzywojennego
Problem bezdomności towarzyszył polskiej społeczności (i nie tylko polskiej) od zawsze w mniejszym lub większym stopniu, lecz chyba nigdy na tak wielką skalę jak w latach 20. i 30. XX wieku. W 1924 r. Warszawę zamieszkiwało około pięciuset bezdomnych. Były to w głównej mierze powojenne sieroty, osoby repatriowane ze wschodu lub zdemobilizowani żołnierze. To właśnie w tym roku weszła w życie ustawa umożliwiająca eksmisje lokatorów, która dramatycznie pogorszyła sytuację mieszkańców. Po dziesięciu latach bezdomnych było około dwadzieścia jeden tysięcy (czterdzieści dwa razy więcej). Eksmisje z lokali stały się najczęstszym tematem notek prasowych, lecz opisywane były tylko te najdramatyczniejsze wydarzenia – na wszystkie nie starczyłoby miejsca, podobnie jak w przypadku notatek o samobójstwach. Na przestrzeni lat bezdomnych przybywało, a nikt nie potrafił (albo nie chciał) rozwiązać problemu brakujących mieszkań dla najbiedniejszych. Dla pokazania wielkości zapotrzebowania na mieszkania socjalne Springer pisze, że w latach 30. ubiegłego wieku zamożnych Warszawiaków (czyli zarabiających powyżej 12 tys. zł rocznie[1]) było nieco powyżej dwóch procent, reszta to ludzie mniej zamożni lub bardzo biedni. Co się więc działo z tymi, których nie stać na własne mieszkanie lub wynajem? Władze miasta budowały dla nich najpierw izby mieszkalne w przytułkach i schroniskach, a później, gdy to już nie wystarczało, stawiano blaszane baraki, w których ludzie żyli w tragicznych warunkach, często bez dostępu do podstawowych sanitariów, opieki medycznej czy innych „wygód”. Społeczeństwo zamieszkujące te obiekty było bardzo zróżnicowane. Często zwykli, przeciętni obywatele, którzy utracili dach nad głową z powodu utraty pracy musieli dzielić pokój i kawałek podłogi z alkoholikami czy przestępcami. W skrajnych przypadkach bezdomni kopali sobie nory na nasypach kolejowych i drogowych lub składali domki z dykt, starych skrzyń oraz innych dostępnych materiałów i w ten sposób wegetowali, bo życiem tego nazwać nie można. Ci, którzy mieli szczęście i stać ich było na „normalne” warunki życia, mieszkali po kilka, kilkanaście osób zazwyczaj w jednym pomieszczeniu. Z czasem zaczęło być oczywiste to, że budowanie kolejnych schronisk i baraków mija się z celem, gdyż to nie rozwiąże problemu bezdomności (Springer, 2015).
Tak ogromna skala bezdomności, która dotknęła Warszawę przed II wojną światową wynikała nie tylko ze światowego kryzysu, lecz również ze źle obranego przez władzę kierunku polityki mieszkaniowej. Budżet miasta był niewystarczający, a prywatni inwestorzy ukierunkowani na maksymalizację zysków (tak jest zresztą i w dzisiejszych czasach). Nowe mieszkania powstawały więc dla bogatych, a losem niższych warstw społecznych prawie nikt się nie przejmował. Nadzieją, która pojawiła się nieco później, była Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa (WSM), która budowała mieszkania nie na własność, lecz stanowiące majątek społeczny. Jednak zasoby mieszkaniowe WSM były kroplą w morzu potrzeb i nie poprawiły sytuacji bezrobotnych bezdomnych mieszkających w najgorszych warunkach (Orchowski, 2015).

Bezdomność XXI wieku
Jak sytuacja mieszkaniowa wygląda dzisiaj? Odpowiedzi na to pytanie znaleźć można w następnych rozdziałach książki Springera, który opisując kolejne, tytułowe piętra, ukazuje różne problemy społeczności związane z mieszkalnictwem, które przyczyniają się do bezdomności. Są one częściowo analogiczne do tych z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Podczas gdy przyczyny bezdomności pozostają podobne, największe różnice widać w warunkach bytowania biedoty – ta z czasów dwudziestolecia międzywojennego żyła w o wiele gorszych warunkach sanitarnych niż ta z XXI wieku, co wynika z wielu czynników, m.in. postępu medycyny czy technologii. Ludzi żyjących w skrajnych warunkach było też o wiele więcej. W dzisiejszych czasach nie odnotowuje się również samobójstw na tak wielka skalę, jakie występowały w latach 30. XX wieku z powodu eksmisji z lokali mieszkalnych. Podobieństwo można zauważyć w podejściu władz II i III RP do polityki mieszkaniowej – zarówno wtedy jak i w obecnych czasach podejmowano próby rozwiązania problemu deficytu mieszkań dzięki prywatnym przedsiębiorcom, dzięki którym powstawały i nadal powstają mieszkania dla bogatych. Rząd promuje mieszkania własnościowe, nakłaniając społeczeństwo za pomocą różnych programów (np. Mieszkanie dla Młodych) do brania kredytów hipotecznych, zapominając, że wielu ludzi po prostu na to nie stać. Kolejnym elementem obecnej polityki mieszkaniowej jest prywatyzacja sektora wynajmu, a co za tym idzie ‑ dążenie do maksymalizacji zysków przez właścicieli lokali mieszkalnych. Mieszkania na wynajem charakteryzują się najczęściej złym standardem, gdyż właściciele nie chcą marnować pieniędzy na remont lokali, w których sami nie mieszkają. Prawdziwą bolączką są także zbyt wygórowane stawki opłat w stosunku do standardu i wyposażenia mieszkania, w wyniku czego duża część społeczeństwa wynajmującego jest zmuszona do życia w bardzo złych warunkach. Niemałym problemem są również tzw. „czyściciele kamienic”, którzy brutalnie wyrzucają lokatorów (najczęściej starych i chorych) na bruk (Springer, 2015, Orchowski, 2015).

Chociaż ciężko oszacować dokładną liczbę ludzi bezdomnych, to jest ich o wiele mniej niż przed II wojną światową. Bezdomność nadal pozostaje dużym problemem społecznym. Głównym ich źródłem (oprócz powodów osobistych takich jak: przemoc, alkoholizm, bezrobocie) jest zła polityka mieszkaniowa kraju i niewłaściwe kierunki jej rozwoju. Rząd i samorządy za mało angażują się w budownictwo społeczne przekazując pałeczkę prywatnym przedsiębiorstwom oraz przymykając oko na nieprawidłowości na rynku mieszkaniowym (np. niewyjaśnione kwestie dotyczące własności działek). Liczba mieszkań spółdzielczych budowanych przez miasto jest niewystarczająca, a to właśnie te mieszkania są z założenia dostępne dla najniższych warstw społecznych z racji niskich opłat. Deweloperzy, realizując inwestycje budowlane, chcą czerpać zysk, dlatego ceny takich mieszkań są znacznie za wysokie dla dużej części społeczeństwa. Nie dość, że zasoby sektora socjalnego wynajmu mieszkań są stanowczo zbyt małe, to warunki przyznawania tych mieszkań są niedostosowane do realiów. System jest skonstruowany w taki sposób, że część osób niższej i średniej warstwy społecznej jest „za bogata”, żeby uzyskać mieszkanie socjalne, lecz „za biedna”, żeby otrzymać kredyt hipoteczny na własne mieszkanie. Oprócz deficytu mieszkań socjalnych istnieje też deficyt przytułków i schronisk dla osób, które fizycznie nie posiadają dachu nad głową. Wiele z nich pomieszkuje na śmietnikach, dworcach, czy nawet ulicach, gdzie część z nich umiera (szczególnie w czasie zimy). Tak jak już wcześniej było wspomniane, rząd i samorządy kraju nie dostrzegają tego poważnego problemu, jakim jest bezdomność i być może też nie posiadają wystarczających środków na jego rozwiązanie. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że w przyszłości zmieni się to poprzez publiczne nagłośnienie problemu i uświadomienie jego skali polskiemu społeczeństwu.

Źródła:
Dobrzeniecki R., 2010, Bezdomność jako problem społeczny, http://www.kulturaswiecka.pl/ [dostęp: 18.12.2016 r.].
Orchowski T., 2015, Wkładka mięsna. O książce „13 pięter” Filipa Springera [w:] Kultura Liberalna, http://kulturaliberalna.pl/ [dostęp: 18.12.2016 r.].
Springer F., 2015, 13 pięter, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec.
Wynagrodzenia.pl, http://wynagrodzenia.pl [dostęp: 18.12.2016 r.].


[1] Trudno jest oszacować jak ta kwota wyglądałaby obecnie. Roczniki statystyczne dot. inflacji sięgają lat 50., więc aby wyliczyć siłę nabywczą złotówki z lat 30. należy przeliczyć koszyk dóbr (m.in. mleko, chleb, pszenica) i porównać ile mogli kupić tych dóbr zarabiający w latach 30., a ile zarabiający w czasach obecnych. Portal wynagrodzenia.pl przytoczył raport firmy Sedlak & Sedlak (http://wynagrodzenia.pl/artykul/ile-zarabiali-nasi-dziadkowie-przed-wojna), z którego wynika, że małżeństwo klasy umysłowej z roku 1935 zarabiające łącznie 450 zł miesięcznie (czyli 2,7 tys. zł rocznie na osobę) jest odpowiednikiem wynagrodzenia średniego z 2011 r. (6,7 tys. zł netto miesięcznie dla pary, czyli 40,2 tys. zł na osobę rocznie). Dla porównania, małżeństwo klasy robotniczej w roku 1935 zarabiało łącznie 142 zł miesięcznie (71 zł na osobę) – co oznacza, że taka osoba przez rok nie była w stanie zarobić tyle, ile osoba zamożna przez miesiąc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz