Jacek Stańczyk
Na
podstawie filmu dokumentalnego: Chad Freidrichs, The Pruitt – Igoe Myth: An Urban History, USA 2011
Na
przełomie lat 40. I 50. XX wieku Stany Zjednoczone borykały się z problemem
migracji ludności ze wsi do miast. Wielodzietne rodziny, żyjące w urągających
godności chatkach, nie były w stanie wyżywić się z liczącej sobie kilkanaście
akrów ziemi uprawnej. Z całym dobytkiem przybywały więc do dużych miast południowych
stanów w poszukiwaniu lepszego życia.
Z
racji skromnych zasobów pieniężnych oraz materialnych, zazwyczaj swoją przygodę
z miastem owe rodziny kończyły w dzielnicach nędzy. Slumsy te były przeludnione
oraz charakteryzowały się kompletnym brakiem infrastruktury wodociągowej,
sanitarnej i przeciwpożarowej. Dzielnice nędzy lokowały się w śródmieściach
miast, więc miały negatywny wpływ na ich sferę przestrzenną i społeczną. Aby
temu zaradzić, miasto St. Louis w stanie Missouri otrzymało od rządu
federalnego potężną dotację na budowę osiedla. Osiedla, które miało
zapoczątkować nowe życie dla tych rodzin. Lecz przede wszystkim – miało
wyeliminować problem skrajnego ubóstwa w miastach i być niejako panaceum na
drastyczny wzrost liczby ludności.
Osiedle
zostało zaprojektowane przez amerykańskiego architekta Minoru Yamasaki (tego
samego, co zaprojektował wieże WTC). Nosiło nazwę Pruitt – Igoe. Składało się z
33 budynków i liczyło 33000 mieszkań. Osiedle zbudowano w latach 1952-55. Miało
dać upust potrzebom mieszkaniowym niższych warstw społecznych. Osiedle miało
być integralną częścią miasta, które wg prognoz demograficznych miało stale się zagęszczać oraz zwiększać swoją populację. Tak się jednak nie stało.
A to
dlatego, że rząd federalny prowadził równolegle politykę wspierającą
powstawanie osiedli domów jednorodzinnych na obrzeżach miast. Był to czas, kiedy własny
domek za miastem był atrakcyjną alternatywą dla klasy średniej wobec dusznych,
zatłoczonych śródmieść. Do sukcesu amerykańskich suburbii przyczynił się
również szybki rozwój siatki dróg szybkiego ruchu, upowszechnienie się
samochodu oraz tanie paliwo. Ponadto biali wcale nie chcieli mieszkać obok
czarnych. Trzeba pamiętać o tym, że antypatie na tle rasowym były wówczas
zjawiskiem powszechnym. W efekcie czego centra miast wyludniały się. Pozostali
tylko najubożsi, których nie stać było na domek za miastem oraz ludność
czarnoskóra. Kolejnym skutkiem tego zjawiska były niższe wpływy do budżetu
miasta.
To
zjawisko sprzecznych polityk mieszkaniowych było jednym z wielu czynników
upadku Pruitt – Igoe. Niższe dochody miast oznaczały mniejsze wydatki na pomoc
społeczną. Jednak jednym z warunków finansowania inwestycji było utrzymanie jej
z czynszów. Nakłady na utrzymanie skomplikowanej infrastruktury w blokach
spadały. Efektem tego były m.in. zaniedbane podwórka, zasypane śmieciami klatki
schodowe i zacinające się windy. To z kolei sprawiało, że w blokach żyło się
coraz gorzej. Tym bardziej, że w blokach ulokowano społeczność, która nigdy nie
miała styczności z nowoczesnym mieszkalnictwem. Społeczność, która została
dosłownie oderwana od pługa i wkomponowana w krajobraz miejski bez żadnych
etapów przejściowych. Aby utrzymać blokowisko we względnie dobrym stanie,
czynsze z biegiem lat stopniowo podnoszono, aż do trzykrotności jej wartości
początkowej. W takim stanie rzeczy aż ¾ pieniędzy, które otrzymywała 8-osobowa
rodzina na życie, powinny trafić z powrotem do kasy miejskiej. W efekcie czego,
zdecydowana większość lokatorów nie płaciła czynszów wcale.
Miasto
wkrótce nie miało pieniędzy na utrzymanie Pruitt – Igoe.
Aby
dostać zasiłek oraz zostać zakwaterowanym w jednym z mieszkań, należało spełnić
kilka wymogów narzuconych przez system opieki społecznej. Jednym z nich był
brak możliwości kwaterunku ojca wielodzietnej rodziny, która otrzymywała pomoc
finansową. Ojciec takiej rodziny miał opuścić stan Missouri. Do egzekwowania
tego warunku pracownicy opieki społecznej robili inspekcje, czy aby na pewno
żaden czarnoskóry mężczyzna nie przebywa z rodziną. Niewiele to dało, ponieważ
ojcowie przybywali do swoich rodzin na noc, zaś dzieciom nakazywano okłamywać
inspektorów mówiąc, że ‘tatuś z nimi nie mieszka’. Opieka społeczna chciała
mieć społeczność pod stałą kontrolą.
Lokatorzy
byli karani za to, że byli czarni.
Ważnym
czynnikiem upadku osiedla Pruitt – Igoe była kumulacja ubóstwa, która
doprowadziła do powstania w nim ‘czarnego getta’. W środowiskach europejskich
planistów nie jest tajemnicą, iż mieszanie ludności z klasy wyższej, średniej i
bogatej znacznie ogranicza wskaźnik ubóstwa i patologii. Rewitalizując osiedle
Bijlmermeer Holendrzy m.in. rozproszyli biedny i konfliktogenny miks kulturowy
po całym Amsterdamie, oferując odzyskane mieszkania dla ludzi bardziej
zamożnych przy korzystnych warunkach finansowania lub wynajmując je. W St.
Louis wykonano zupełnie odwrotną operację – do nowego osiedla wtłoczono najuboższą
warstwę w mieście. Ci, którzy pracowali i stać ich było na wyprowadzkę –
uciekli. Zostali tylko najmniej zaradni życiowo, rodziny wielodzietne i
patologiczne.
Dodajmy
do tego zapuszczone, niedoinwestowane otoczenie, a otrzymamy w
efekcie perfekcyjne potwierdzenie teorii ‘broken windows’.
Wraz
z biegiem lat, blokowisko zaczęło się wyludniać. Coraz więcej osób po zdobyciu
pracy wyprowadzało się w inne rejony miasta. Wkrótce większość bloków była
pustostanami, przez co były często nawiedzane przez przestępców, bezdomnych i
narkomanów, którzy wprowadzali się bez zezwolenia zarządu. W blokach dochodziło
do aktów przemocy, wandalizmu, kradzieży a nawet zabójstw; wybuchało wiele
pożarów. Przemoc osiągnęła w pewnym momencie tak wysoki pułap, że na wezwania
do Pruitt – Igoe nie reagowały ani policja, ani straż pożarna, ani pogotowie. Po
prostu nie przyjeżdżali, a jeśli już, to post factum.
Pomimo
wielu prób ratowania osiedla, zostało ono wyburzone między 1972 a 1976 rokiem. Obecnie
w miejscu Pruitt – Igoe znajduje się zagajnik, który odkrywa przed nami przeszłość
stertami 40-letnich mebli oraz sterczącymi fundamentami dawnych piwnic.
Mimo
to, niektórzy lokatorzy dobrze wspominają swoje dzieciństwo w Pruitt – Igoe. W
filmie szczególny nacisk kładą na pierwsze wrażenie po wprowadzeniu się; byli
zszokowani nowymi meblami, czystością, widokiem na miasto z 11 piętra oraz tym,
że każdy z domowników miał swoje własne łóżko. Przytaczają opowieści o
zapachach pieczonych ciast niesionych przez szyby wentylacyjne, o zabawach na
klatce schodowej oraz o tanecznej wigilii. Jednak w moim mniemaniu ich
opowieści nijak mają się do faktycznego stanu rzeczy – każdemu z nas dzieciństwo
kojarzy się słodko. Odkopujemy z odmętów pamięci tylko dobre rzeczy i to one
sprawiają, że kropla łzy spływa po policzku podczas reminiscencji.
Lecz
przytaczają również złe historie o kradzieżach, pobiciach i wandalizmie. Mówią
o strachu życia w Pruitt – Igoe. Jeden z byłych lokatorów opowiada o tym, jak
zabito mu brata w ich mieszkaniu. Drugi zaś mówi o tym, że kilka lat po
wyprowadzce śniły mu się koszmary związane z tamtym miejscem. Blizna
pozostawiona przez Pruitt - Igoe nigdy się nie zagoi.
W
Polsce zjawisko degradacji blokowisk nie jest jeszcze znane ze względu na
mieszankę społeczną w nich zamieszkałą. Dopóki w blokach epoki PRL-u będą mieszkać
ściana w ścianę emeryci, lekarze, studenci, budowlańcy oraz bezrobotni, dopóty
sytuacja będzie stabilna. Polska jest również krajem jednolitym pod względem
narodowym oraz etnicznym. Ponadto, wbrew pozorom, kontrola społeczna jest w nich
na stosunkowo wysokim poziomie. Jednak nie można przewidzieć, czy w
perspektywie kolejnych 20-30 lat ta sytuacja nie ulegnie zmianie. Wraz z możliwym
napływem imigrantów ze wschodu i odpływem ludności do mieszkań o wyższym
standardzie niż M2 lub M3, niektóre peryferyjne blokowiska mogą zacząć się
wyróżniać w pejoratywnym zabarwieniu tego słowa. Ale tego nie wie nikt.
Upadek
Pruitt – Igoe nie można skondensować do jednego aspektu. Jego wielowymiarowość była
spotęgowana zjawiskami biedy, przemocy i segregacji rasowej. Planiści i
projektanci nie przewidzieli, która z tendencji – przypływ ludności wiejskiej
do miast, czy odpływ klasy średniej na przedmieścia – będzie tą dominującą i
determinującą kształt miasta. Nie przewidzieli również przerażających skutków
urągającej godności kontroli pomocy socjalnej oraz kumulacji najuboższych. Niedoszacowane koszty utrzymania infrastruktury były wyłącznie na barkach lokatorów. Nie zapewniono pomocy psychologów ludziom niezaradnym życiowo tak,
jak się to stało chociażby w omawianym holenderskim przypadku. Jednak
projektanci bezapelacyjnie polegli na jednej płaszczyźnie, w której upatrywali
rewolucyjność swoich dokonań – nie można uczynić ludzi lepszymi poprzez
architekturę i urbanistykę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz