niedziela, 8 czerwca 2014

Upadek Pruitt - Igoe

Jacek Stańczyk

Na podstawie filmu dokumentalnego: Chad Freidrichs, The Pruitt – Igoe Myth: An Urban History, USA 2011


Na przełomie lat 40. I 50. XX wieku Stany Zjednoczone borykały się z problemem migracji ludności ze wsi do miast. Wielodzietne rodziny, żyjące w urągających godności chatkach, nie były w stanie wyżywić się z liczącej sobie kilkanaście akrów ziemi uprawnej. Z całym dobytkiem przybywały więc do dużych miast południowych stanów w poszukiwaniu lepszego życia.

Z racji skromnych zasobów pieniężnych oraz materialnych, zazwyczaj swoją przygodę z miastem owe rodziny kończyły w dzielnicach nędzy. Slumsy te były przeludnione oraz charakteryzowały się kompletnym brakiem infrastruktury wodociągowej, sanitarnej i przeciwpożarowej. Dzielnice nędzy lokowały się w śródmieściach miast, więc miały negatywny wpływ na ich sferę przestrzenną i społeczną. Aby temu zaradzić, miasto St. Louis w stanie Missouri otrzymało od rządu federalnego potężną dotację na budowę osiedla. Osiedla, które miało zapoczątkować nowe życie dla tych rodzin. Lecz przede wszystkim – miało wyeliminować problem skrajnego ubóstwa w miastach i być niejako panaceum na drastyczny wzrost liczby ludności.

Osiedle zostało zaprojektowane przez amerykańskiego architekta Minoru Yamasaki (tego samego, co zaprojektował wieże WTC). Nosiło nazwę Pruitt – Igoe. Składało się z 33 budynków i liczyło 33000 mieszkań. Osiedle zbudowano w latach 1952-55. Miało dać upust potrzebom mieszkaniowym niższych warstw społecznych. Osiedle miało być integralną częścią miasta, które wg prognoz demograficznych miało stale się zagęszczać oraz zwiększać swoją populację. Tak się jednak nie stało.

  A to dlatego, że rząd federalny prowadził równolegle politykę wspierającą powstawanie osiedli domów jednorodzinnych na obrzeżach miast. Był to czas, kiedy własny domek za miastem był atrakcyjną alternatywą dla klasy średniej wobec dusznych, zatłoczonych śródmieść. Do sukcesu amerykańskich suburbii przyczynił się również szybki rozwój siatki dróg szybkiego ruchu, upowszechnienie się samochodu oraz tanie paliwo. Ponadto biali wcale nie chcieli mieszkać obok czarnych. Trzeba pamiętać o tym, że antypatie na tle rasowym były wówczas zjawiskiem powszechnym. W efekcie czego centra miast wyludniały się. Pozostali tylko najubożsi, których nie stać było na domek za miastem oraz ludność czarnoskóra. Kolejnym skutkiem tego zjawiska były niższe wpływy do budżetu miasta.

To zjawisko sprzecznych polityk mieszkaniowych było jednym z wielu czynników upadku Pruitt – Igoe. Niższe dochody miast oznaczały mniejsze wydatki na pomoc społeczną. Jednak jednym z warunków finansowania inwestycji było utrzymanie jej z czynszów. Nakłady na utrzymanie skomplikowanej infrastruktury w blokach spadały. Efektem tego były m.in. zaniedbane podwórka, zasypane śmieciami klatki schodowe i zacinające się windy. To z kolei sprawiało, że w blokach żyło się coraz gorzej. Tym bardziej, że w blokach ulokowano społeczność, która nigdy nie miała styczności z nowoczesnym mieszkalnictwem. Społeczność, która została dosłownie oderwana od pługa i wkomponowana w krajobraz miejski bez żadnych etapów przejściowych. Aby utrzymać blokowisko we względnie dobrym stanie, czynsze z biegiem lat stopniowo podnoszono, aż do trzykrotności jej wartości początkowej. W takim stanie rzeczy aż ¾ pieniędzy, które otrzymywała 8-osobowa rodzina na życie, powinny trafić z powrotem do kasy miejskiej. W efekcie czego, zdecydowana większość lokatorów nie płaciła czynszów wcale.
Miasto wkrótce nie miało pieniędzy na utrzymanie Pruitt – Igoe.

Aby dostać zasiłek oraz zostać zakwaterowanym w jednym z mieszkań, należało spełnić kilka wymogów narzuconych przez system opieki społecznej. Jednym z nich był brak możliwości kwaterunku ojca wielodzietnej rodziny, która otrzymywała pomoc finansową. Ojciec takiej rodziny miał opuścić stan Missouri. Do egzekwowania tego warunku pracownicy opieki społecznej robili inspekcje, czy aby na pewno żaden czarnoskóry mężczyzna nie przebywa z rodziną. Niewiele to dało, ponieważ ojcowie przybywali do swoich rodzin na noc, zaś dzieciom nakazywano okłamywać inspektorów mówiąc, że ‘tatuś z nimi nie mieszka’. Opieka społeczna chciała mieć społeczność pod stałą kontrolą.
Lokatorzy byli karani za to, że byli czarni.

Ważnym czynnikiem upadku osiedla Pruitt – Igoe była kumulacja ubóstwa, która doprowadziła do powstania w nim ‘czarnego getta’. W środowiskach europejskich planistów nie jest tajemnicą, iż mieszanie ludności z klasy wyższej, średniej i bogatej znacznie ogranicza wskaźnik ubóstwa i patologii. Rewitalizując osiedle Bijlmermeer Holendrzy m.in. rozproszyli biedny i konfliktogenny miks kulturowy po całym Amsterdamie, oferując odzyskane mieszkania dla ludzi bardziej zamożnych przy korzystnych warunkach finansowania lub wynajmując je. W St. Louis wykonano zupełnie odwrotną operację – do nowego osiedla wtłoczono najuboższą warstwę w mieście. Ci, którzy pracowali i stać ich było na wyprowadzkę – uciekli. Zostali tylko najmniej zaradni życiowo, rodziny wielodzietne i patologiczne.
Dodajmy do tego zapuszczone, niedoinwestowane otoczenie, a otrzymamy w efekcie perfekcyjne potwierdzenie teorii ‘broken windows’.

Wraz z biegiem lat, blokowisko zaczęło się wyludniać. Coraz więcej osób po zdobyciu pracy wyprowadzało się w inne rejony miasta. Wkrótce większość bloków była pustostanami, przez co były często nawiedzane przez przestępców, bezdomnych i narkomanów, którzy wprowadzali się bez zezwolenia zarządu. W blokach dochodziło do aktów przemocy, wandalizmu, kradzieży a nawet zabójstw; wybuchało wiele pożarów. Przemoc osiągnęła w pewnym momencie tak wysoki pułap, że na wezwania do Pruitt – Igoe nie reagowały ani policja, ani straż pożarna, ani pogotowie. Po prostu nie przyjeżdżali, a jeśli już, to post factum.
Pomimo wielu prób ratowania osiedla, zostało ono wyburzone między 1972 a 1976 rokiem. Obecnie w miejscu Pruitt – Igoe znajduje się zagajnik, który odkrywa przed nami przeszłość stertami 40-letnich mebli oraz sterczącymi fundamentami dawnych piwnic.

Mimo to, niektórzy lokatorzy dobrze wspominają swoje dzieciństwo w Pruitt – Igoe. W filmie szczególny nacisk kładą na pierwsze wrażenie po wprowadzeniu się; byli zszokowani nowymi meblami, czystością, widokiem na miasto z 11 piętra oraz tym, że każdy z domowników miał swoje własne łóżko. Przytaczają opowieści o zapachach pieczonych ciast niesionych przez szyby wentylacyjne, o zabawach na klatce schodowej oraz o tanecznej wigilii. Jednak w moim mniemaniu ich opowieści nijak mają się do faktycznego stanu rzeczy – każdemu z nas dzieciństwo kojarzy się słodko. Odkopujemy z odmętów pamięci tylko dobre rzeczy i to one sprawiają, że kropla łzy spływa po policzku podczas reminiscencji.
Lecz przytaczają również złe historie o kradzieżach, pobiciach i wandalizmie. Mówią o strachu życia w Pruitt – Igoe. Jeden z byłych lokatorów opowiada o tym, jak zabito mu brata w ich mieszkaniu. Drugi zaś mówi o tym, że kilka lat po wyprowadzce śniły mu się koszmary związane z tamtym miejscem. Blizna pozostawiona przez Pruitt - Igoe nigdy się nie zagoi.

W Polsce zjawisko degradacji blokowisk nie jest jeszcze znane ze względu na mieszankę społeczną w nich zamieszkałą. Dopóki w blokach epoki PRL-u będą mieszkać ściana w ścianę emeryci, lekarze, studenci, budowlańcy oraz bezrobotni, dopóty sytuacja będzie stabilna. Polska jest również krajem jednolitym pod względem narodowym oraz etnicznym. Ponadto, wbrew pozorom, kontrola społeczna jest w nich na stosunkowo wysokim poziomie. Jednak nie można przewidzieć, czy w perspektywie kolejnych 20-30 lat ta sytuacja nie ulegnie zmianie. Wraz z możliwym napływem imigrantów ze wschodu i odpływem ludności do mieszkań o wyższym standardzie niż M2 lub M3, niektóre peryferyjne blokowiska mogą zacząć się wyróżniać w pejoratywnym zabarwieniu tego słowa. Ale tego nie wie nikt.

Upadek Pruitt – Igoe nie można skondensować do jednego aspektu. Jego wielowymiarowość była spotęgowana zjawiskami biedy, przemocy i segregacji rasowej. Planiści i projektanci nie przewidzieli, która z tendencji – przypływ ludności wiejskiej do miast, czy odpływ klasy średniej na przedmieścia – będzie tą dominującą i determinującą kształt miasta. Nie przewidzieli również przerażających skutków urągającej godności kontroli pomocy socjalnej oraz kumulacji najuboższych. Niedoszacowane koszty utrzymania infrastruktury były wyłącznie na barkach lokatorów. Nie zapewniono pomocy psychologów ludziom niezaradnym życiowo tak, jak się to stało chociażby w omawianym holenderskim przypadku. Jednak projektanci bezapelacyjnie polegli na jednej płaszczyźnie, w której upatrywali rewolucyjność swoich dokonań – nie można uczynić ludzi lepszymi poprzez architekturę i urbanistykę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz