Daria Becmer
W oparciu o: Filip Springer, 2015, „13
pięter”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec
„6 września. Ulica Pawia 64a. Kupiec Noe
Wajman zalega ze spłatą komornego za dziesięć miesięcy. Właściciel grozi mu
eksmisją. W środku nocy żona Wajmana wychodzi na klatkę schodową, staje na
parapecie. Dostrzegają to Noe i ich siedemnastoletnia córka Linda. Razem
dopadają okna i łapią kobietę za nogi, ale ta wyrywa im się po kilku sekundach
szamotaniny i skacze. Ginie na miejscu.”
„9 września – siedem samobójstw, w tym
dwa skoki z mostu.”
„17 października – cztery samobójstwa.”
„29 października. Ulica Marszałkowska
137. Maria Złotnicka, od kilku dni bezdomna, wchodzi z dwojgiem dzieci na
ostatnie, piąte piętro kamienicy. Otwiera okno na klatce schodowej. Wyrzuca
przez nie najpierw syna, później córkę, na końcu skacze sama.”
To tylko kilka z wielu przykładów
lakonicznych notatek z czasopisma „Robotnik” z 1931 r., które Filip Springer
przywołał w swojej książce „13 pięter” (s. 5, 6) – reportażu o rynku,
polityce i sytuacji mieszkaniowej ludności Polski. Autor dobitnie przedstawił przygnębiający
obraz Warszawy dwudziestolecia międzywojennego i skonfrontował go z ówczesnymi
problemami społeczeństwa - nie tylko stolicy, ale również innych miast Polski. O
ile do opisu realiów rządzących II RP posłużył się źródłami takimi jak np.
kroniki i pamiętniki historyczne, dzieła innych autorów, magazyny czy też
źródła internetowe, to obecną sytuację mieszkaniową przedstawił m.in. za pomocą
wspomnień, opowieści i komentarzy ludzi z którymi osobiście się spotkał i
rozmawiał.
Bezdomność
Pojęcie bezdomności jest różnie rozumiane
w zależności od upływu czasu oraz ogólnych warunków mieszkaniowych i
społecznych. Wielu badaczy twierdzi, że nie można jednoznacznie zdefiniować tego
problemu ze względu na jego wieloaspektowość i złożoność. Postrzegany jest on zarówno
w kategoriach społecznych, kulturowych i psychologicznych, jak i w
gospodarczych czy politycznych. Dla niektórych osób bezdomność to brak poczucia
przynależności do danego miejsca, lecz dla innych fizyczny brak dachu nad
głową. Bezdomność wynika z różnych czynników, np. utraty pracy, kłopotów
finansowych, eksmisji, alkoholizmu, choroby, rozpadu więzi, przemocy w rodzinie
czy polityki mieszkaniowej kraju i ogólnych warunków
ekonomiczno-gospodarczych. (Dobrzeniecki, 2009).
Jak ludzie opisują dom? Odpowiedzi na to
pytanie można znaleźć w reportażu Springera (2013, s. 124, 125):
„Borys: Żeby był dom to ja muszę mieć
taką pewność, wiesz, taką bezpieczną pewność, że jeśli tylko zechcę, to będę
mógł zasnąć w każdym pomieszczeniu.”
„Krzysztof: Dom będzie wtedy, jak ja
sobie nie będę musiał odmawiać kupowania przedmiotów (…).”
„Tadeusz: Musi być ciepło. Reszta jest
nieważna. Jak w domu robi się zimno, to on przestaje być domem. Staje się
pomieszczeniem.”
„Kasia: Dom jest tam, gdzie można się
przespać.”
Bezdomność 20-lecia międzywojennego
Problem bezdomności towarzyszył polskiej
społeczności (i nie tylko polskiej) od zawsze w mniejszym lub większym stopniu,
lecz chyba nigdy na tak wielką skalę jak w latach 20. i 30. XX wieku. W 1924 r.
Warszawę zamieszkiwało około pięciuset bezdomnych. Były to w głównej mierze
powojenne sieroty, osoby repatriowane ze wschodu lub zdemobilizowani żołnierze.
To właśnie w tym roku weszła w życie ustawa umożliwiająca eksmisje lokatorów,
która dramatycznie pogorszyła sytuację mieszkańców. Po dziesięciu latach
bezdomnych było około dwadzieścia jeden tysięcy (czterdzieści dwa razy więcej).
Eksmisje z lokali stały się najczęstszym tematem notek prasowych, lecz
opisywane były tylko te najdramatyczniejsze wydarzenia – na wszystkie nie
starczyłoby miejsca, podobnie jak w przypadku notatek o samobójstwach. Na
przestrzeni lat bezdomnych przybywało, a nikt nie potrafił (albo nie chciał)
rozwiązać problemu brakujących mieszkań dla najbiedniejszych. Dla pokazania
wielkości zapotrzebowania na mieszkania socjalne Springer pisze, że w latach
30. ubiegłego wieku zamożnych Warszawiaków (czyli zarabiających powyżej 12 tys.
zł rocznie[1])
było nieco powyżej dwóch procent, reszta to ludzie mniej zamożni lub bardzo
biedni. Co się więc działo z tymi, których nie stać na własne mieszkanie lub
wynajem? Władze miasta budowały dla nich najpierw izby mieszkalne w przytułkach
i schroniskach, a później, gdy to już nie wystarczało, stawiano blaszane
baraki, w których ludzie żyli w tragicznych warunkach, często bez dostępu do
podstawowych sanitariów, opieki medycznej czy innych „wygód”. Społeczeństwo
zamieszkujące te obiekty było bardzo zróżnicowane. Często zwykli, przeciętni
obywatele, którzy utracili dach nad głową z powodu utraty pracy musieli dzielić
pokój i kawałek podłogi z alkoholikami czy przestępcami. W skrajnych
przypadkach bezdomni kopali sobie nory na nasypach kolejowych i drogowych lub
składali domki z dykt, starych skrzyń oraz innych dostępnych materiałów i w ten
sposób wegetowali, bo życiem tego nazwać nie można. Ci, którzy mieli szczęście
i stać ich było na „normalne” warunki życia, mieszkali po kilka, kilkanaście
osób zazwyczaj w jednym pomieszczeniu. Z czasem zaczęło być oczywiste to, że
budowanie kolejnych schronisk i baraków mija się z celem, gdyż to nie rozwiąże
problemu bezdomności (Springer, 2015).
Tak ogromna skala bezdomności, która dotknęła
Warszawę przed II wojną światową wynikała nie tylko ze światowego kryzysu, lecz
również ze źle obranego przez władzę kierunku polityki mieszkaniowej. Budżet
miasta był niewystarczający, a prywatni inwestorzy ukierunkowani na maksymalizację
zysków (tak jest zresztą i w dzisiejszych czasach). Nowe mieszkania powstawały więc
dla bogatych, a losem niższych warstw społecznych prawie nikt się nie
przejmował. Nadzieją, która pojawiła się nieco później, była Warszawska
Spółdzielnia Mieszkaniowa (WSM), która budowała mieszkania nie na własność,
lecz stanowiące majątek społeczny. Jednak zasoby mieszkaniowe WSM były kroplą w
morzu potrzeb i nie poprawiły sytuacji bezrobotnych bezdomnych mieszkających w
najgorszych warunkach (Orchowski, 2015).
Bezdomność XXI wieku
Jak sytuacja mieszkaniowa wygląda
dzisiaj? Odpowiedzi na to pytanie znaleźć można w następnych rozdziałach
książki Springera, który opisując kolejne, tytułowe piętra, ukazuje różne
problemy społeczności związane z mieszkalnictwem, które przyczyniają się do
bezdomności. Są one częściowo analogiczne do tych z czasów dwudziestolecia
międzywojennego. Podczas gdy przyczyny bezdomności pozostają podobne, największe
różnice widać w warunkach bytowania biedoty – ta z czasów dwudziestolecia
międzywojennego żyła w o wiele gorszych warunkach sanitarnych niż ta z XXI
wieku, co wynika z wielu czynników, m.in. postępu medycyny czy technologii.
Ludzi żyjących w skrajnych warunkach było też o wiele więcej. W dzisiejszych
czasach nie odnotowuje się również samobójstw na tak wielka skalę, jakie
występowały w latach 30. XX wieku z powodu eksmisji z lokali mieszkalnych. Podobieństwo
można zauważyć w podejściu władz II i III RP do polityki mieszkaniowej –
zarówno wtedy jak i w obecnych czasach podejmowano próby rozwiązania problemu
deficytu mieszkań dzięki prywatnym przedsiębiorcom, dzięki którym powstawały i nadal
powstają mieszkania dla bogatych. Rząd promuje mieszkania własnościowe,
nakłaniając społeczeństwo za pomocą różnych programów (np. Mieszkanie dla
Młodych) do brania kredytów hipotecznych, zapominając, że wielu ludzi po prostu
na to nie stać. Kolejnym elementem obecnej polityki mieszkaniowej jest
prywatyzacja sektora wynajmu, a co za tym idzie ‑ dążenie do
maksymalizacji zysków przez właścicieli lokali mieszkalnych. Mieszkania na
wynajem charakteryzują się najczęściej złym standardem, gdyż właściciele nie
chcą marnować pieniędzy na remont lokali, w których sami nie mieszkają.
Prawdziwą bolączką są także zbyt wygórowane stawki opłat w stosunku do standardu
i wyposażenia mieszkania, w wyniku czego duża część społeczeństwa
wynajmującego jest zmuszona do życia w bardzo złych warunkach. Niemałym
problemem są również tzw. „czyściciele kamienic”, którzy brutalnie wyrzucają
lokatorów (najczęściej starych i chorych) na bruk (Springer, 2015, Orchowski,
2015).
Chociaż ciężko oszacować dokładną liczbę
ludzi bezdomnych, to jest ich o wiele mniej niż przed II wojną światową. Bezdomność
nadal pozostaje dużym problemem społecznym. Głównym ich źródłem (oprócz powodów
osobistych takich jak: przemoc, alkoholizm, bezrobocie) jest zła polityka
mieszkaniowa kraju i niewłaściwe kierunki jej rozwoju. Rząd i samorządy za
mało angażują się w budownictwo społeczne przekazując pałeczkę prywatnym
przedsiębiorstwom oraz przymykając oko na nieprawidłowości na rynku
mieszkaniowym (np. niewyjaśnione kwestie dotyczące własności działek). Liczba
mieszkań spółdzielczych budowanych przez miasto jest niewystarczająca, a to
właśnie te mieszkania są z założenia dostępne dla najniższych warstw
społecznych z racji niskich opłat. Deweloperzy, realizując inwestycje
budowlane, chcą czerpać zysk, dlatego ceny takich mieszkań są znacznie za
wysokie dla dużej części społeczeństwa. Nie dość, że zasoby sektora socjalnego
wynajmu mieszkań są stanowczo zbyt małe, to warunki przyznawania tych mieszkań są
niedostosowane do realiów. System jest skonstruowany w taki sposób, że część
osób niższej i średniej warstwy społecznej jest „za bogata”, żeby uzyskać
mieszkanie socjalne, lecz „za biedna”, żeby otrzymać kredyt hipoteczny na
własne mieszkanie. Oprócz deficytu mieszkań socjalnych istnieje też deficyt
przytułków i schronisk dla osób, które fizycznie nie posiadają dachu nad głową.
Wiele z nich pomieszkuje na śmietnikach, dworcach, czy nawet ulicach, gdzie część
z nich umiera (szczególnie w czasie zimy). Tak jak już wcześniej było
wspomniane, rząd i samorządy kraju nie dostrzegają tego poważnego problemu,
jakim jest bezdomność i być może też nie posiadają wystarczających środków na jego
rozwiązanie. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że w przyszłości zmieni się to
poprzez publiczne nagłośnienie problemu i uświadomienie jego skali polskiemu
społeczeństwu.
Źródła:
Dobrzeniecki R., 2010, Bezdomność jako
problem społeczny, http://www.kulturaswiecka.pl/ [dostęp: 18.12.2016 r.].
Orchowski T., 2015, Wkładka mięsna. O
książce „13 pięter” Filipa Springera [w:] Kultura Liberalna, http://kulturaliberalna.pl/
[dostęp: 18.12.2016 r.].
Springer F., 2015, 13 pięter,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec.
Wynagrodzenia.pl, http://wynagrodzenia.pl
[dostęp: 18.12.2016 r.].
[1]
Trudno jest oszacować jak ta kwota wyglądałaby obecnie. Roczniki statystyczne
dot. inflacji sięgają lat 50., więc aby wyliczyć siłę nabywczą złotówki z lat
30. należy przeliczyć koszyk dóbr (m.in. mleko, chleb, pszenica) i porównać
ile mogli kupić tych dóbr zarabiający w latach 30., a ile zarabiający w czasach
obecnych. Portal wynagrodzenia.pl
przytoczył raport firmy Sedlak & Sedlak (http://wynagrodzenia.pl/artykul/ile-zarabiali-nasi-dziadkowie-przed-wojna),
z którego wynika, że małżeństwo klasy umysłowej z roku 1935 zarabiające łącznie
450 zł miesięcznie (czyli 2,7 tys. zł rocznie na osobę) jest odpowiednikiem
wynagrodzenia średniego z 2011 r. (6,7 tys. zł netto miesięcznie dla pary,
czyli 40,2 tys. zł na osobę rocznie). Dla porównania, małżeństwo klasy
robotniczej w roku 1935 zarabiało łącznie 142 zł miesięcznie (71 zł na osobę) –
co oznacza, że taka osoba przez rok nie była w stanie zarobić tyle, ile
osoba zamożna przez miesiąc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz